30.08.2012

Co to takiego metoda kubeczkowa?

W ostatnim poście wspomniałam o metodzie kubeczkowej. Wiele z was było bardzo ciekawych, co to takiego, dlatego postanowiłam przygotować osobny post :)

Co to takiego metoda kubeczkowa?

Metoda kubeczkowa to nic innego jak specjalna metoda mycia włosów. Polega na zmieszaniu w kubeczku (albo innym pojemniku, najlepiej zamykanym) szamponu z wodą, po to, by wytworzyć pianę. Robimy to przed myciem włosów :)
Każda dziewczyna, która stosuje szampony bez SLSu wie, że z reguły są one "tępe", słabo się pienią, a w efekcie są nie tylko mało wydajne, ale także - co najgorsze - plączą włosy. Metoda kubeczkowa pozwala wytworzyć pianę przed nałożeniem szamponu na głowę, dzięki czemu nie musimy jej wytwarzać poprzez mechaniczne tarcie, które prowadzi do plątania włosów. Efekt? Włosy są dobrze umyte i niesplątane, a do tego zaoszczędziliśmy szampon :)

Metoda kubeczkowa udoskonalona

Szampon można zmieszać z wodą w kubeczku, ale można także zmieszać go w specjalnym pojemniku pianotwórczym, czyli pojemniku z dozownikiem wypluwającym pianę. Jest to udoskonalona metoda, ponieważ łatwiej i sprawniej pozwala "wyczarować" pianę niż metoda tradycyjna. My tylko dajemy składniki, a pojemnik pianę wytwarza sam.

Skąd wziąć pojemnik pianotwórczy? 

Najlepiej z jakiegoś kosmetyku, który w ten sposób jest opakowany. Może to być np. pianka do mycia twarzy (np. Rival de Loop - dostępna także w mini wersji za bodajże 4-5 zł w Rossmannie, Lirene, Douglas), farba do włosów w piance (Schwarzkopf, L'oreal, Marion), pianka do higieny intymnej (np. Baifem).  Ważne jest jednak to, że opakowanie musi być rozkręcane, nie sprawdzi się więc np. opakowanie po piance do włosów, bo nie damy radę go napełnić.

W jakich proporcjach rozrobić szampon z wodą?

Wspominałam na początku, że rozrabiamy szampony bez SLSu, ale równie dobrze można rozrobić też te, które zawierają SLS (po to, żeby były wydajniejsze i lepiej się pieniły). Różnica jest tylko w proporcjach. Jeżeli jest to szampon bez SLS - dajemy ok. 3-4 łyżki stołowe szamponu na 70 ml wody, jeżeli szampon zawiera SLS - wystarczy 1 łyżka. To, czy mieszanka ta wystarczy na jedno umycie włosów, czy na więcej, zależy już tylko od długości naszych włosów :)

Jak z tego korzystać?

Pojemnikiem z szamponem i wodą wystarczy lekko potrząsnąć. Otrzymaną w ten sposób pianę nakładamy na wilgotne włosy i postępujemy dokładnie tak samo jak przy normalnym myciu :) Jeżeli zostanie nam trochę mieszanki (piany z reguły jest naprawdę dużo) możemy ją zużyć w przeciągu ok. 4-5 dni.

Zalety metody kubeczkowej:

- niesplątane, łatwe do rozczesania włosy,
- nie trzemy włosów tak intensywnie jak ma to miejsce w przypadku tradycyjnego mycia, a więc mniej są narażone na złamanie, wyrwanie itp.
- ekonomiczne zużycie szamponu.


Moje efekty z użyciem szamponu Babydream:

Ja postanowiłam wypróbować metodę kubeczkową na szamponie Babydream i opakowaniu po piance oczyszczającej Rival de Loop. Babydream nakładany tradycyjnie tj. bezpośrednio na włosy plątał je niesamowicie, po spłukaniu miałam jeden wielki kołtun, nawet mimo nałożenia odżywki. Babydream z metodą kubeczkową wytworzył taką pianę, że wystarczyłaby na 3-krotne umycie mojej głowy :) Włosy nie splątały się i bez problemu dało się je rozczesać! Szok, przecież to dokładnie ten sam szampon, a kompletnie różne efekty! :)


 Ponieważ mam dość krótkie włosy użyłam tylko 2 łyżki Babydreama i ok. 50 ml wody - zobaczcie ile otrzymałam piany!
 3-krotne naciśnięcie pompki dało mi taką oto ilość piany, a w pojemniku cały czas pozostaje jeszcze jej olbrzymia ilość:

Ciekawostki:

Metodę tę można wykorzystać także np. z użyciem żelu do kąpieli albo... płynu do naczyń. Wiem, że niektóre dziewczyny takie pojemniczki pianotwórcze wykorzystują także właśnie w tym celu - w ten sposób mogą dłużej cieszyć się swoim ulubionym żelem, a mniejsze zużycie płynu do naczyń oznacza mniej zanieczyszczeń dostających się do naszej wody ;)

Zachęcam Was bardzo serdecznie do spróbowania. To bardzo prosty patent, a skutecznie ochroni nasze włosy :)

29.08.2012

Pianka oczyszczająca Rival de Loop - recenzja

Znowu mnie trochę nie było, bo akurat mam w pracy szkolenia i nie ma mnie w domu. Ale postaram się trochę sprężyć i coś napisać :)

Ponieważ dziś skończył mi się jeden kosmetyk, to pomyślałam, że właśnie o nim napiszę. A skończyła mi się:
Rival de Loop Clean&Care Pianka oczyszczająca z wyciągiem z gingko i ogórka (Milder Reinigungsschaum mit Gingko&Gurke).



Opakowanie: Nie ukrywam, że opakowanie to najważniejszy powód, dla którego ją kupiłam :P Na wizażu przeczytałam kiedyś o udoskonalonej metodzie kubeczkowej, do której właśnie potrzebne jest takie "piankowe" opakowanie. Ponieważ powoli przestawiam się na bez SLSowe szampony taki pojemnik na pewno mi się przyda. O samym opakowaniu - bardzo wygodne w użytkowaniu, "wypluwa" właściwą ilość pianki, nie zacina się, jest proste i estetyczne.

Zapach, konsystencja: Pachnie bardzo delikatnie, ale ładnie, świeżo. Konsystencja - jak na piankę przystało - lekka i przyjemna.

Działanie: Generalnie uważam, że jest to dobry produkt, bo przyjemnie oczyszcza twarz i pozostałości makijażu, ale ja jednak muszę czuć oczyszczenie bardzo dogłębne. Tu takiego uczucia nie mam, dlatego - moim zdaniem - pianka świetnie sprawdzi się do bezproblemowej, normalnej cery albo jako lekki oczyszczacz na rano. Pianka jest dość wydajna :)

Cena: ok. 10 zł/150 ml

Ocena: 4/6

Czy kupię ponownie: NIE (a to dlatego, że mam już swój ulubiony kosmetyk do oczyszczania twarzy, na pewno kiedyś Wam go opiszę :))

Na pewno warto docenić skład pianki - bez SLSu bez zbędnej chemii, oznaczony nawet wegańskim znaczkiem:
Skład: Aqua, Sodium Coco Sulfate, Sorbitol, Betaine, Caprylyl/Capryl Glucoside, Cucumis Sativus (cucumber) Fruit Extract, Gingko Biloba Leaft Extract, Coco Glucoside, Glyceryl Oleate, Glycerin, Coco Alkohol, Sodium Sulfate, Sodium Chloride, Citric Acid, Sodium Benzoate, Methylparaben, Potasium Sorbate, Parfum.





Za to na pewno mam już opakowanie, które mogę wykorzystać do metody kubeczkowej. Zobaczę i dam na pewno znać jak się sprawuje :)

24.08.2012

Recenzja: Krem Under Twenty Wow! Energy

Chociaż mam już swój ulubiony krem do twarzy, któregoś razu w Rossmannie sięgnęłam po Under Twenty Wow! Energy Nawilżający krem do twarzy z efektem stopniowego opalania (dłuższej nazwy nie mogli już wymyślić hehe ;) Skusiła mnie obietnica tej energii i opalenizny, którą moja zmęczona, zszarzała skóra miała dostać przy stosowaniu kremu. Czy tak też było? Zapraszam do recenzji.


Opakowanie: Ładne i estetyczne, nie wiem dlaczego, ale bardzo lubię pomarańczowe opakowania kosmetyków ;) Krem jest w tubce, co też lubię, bo uważam to za bardziej higieniczne niż słoiczek.

Konsystencja, zapach: Krem rozprowadza się bez większych problemów, ale niestety zostawia tłusty film na buzi. Absolutnie nie nadaje się więc na dzień - stosowałam go więc na noc. Zapach nie przypadł mi do gustu - bardzo mdły, mandarynkowy, ani grama w nim energii.

Działanie: Stosowałam go cierpliwie i regularnie chcąc osiągnąć ten cudowny efekt delikatnej opalenizny, który obiecuje producent. Po prawie 3 tygodniach stosowania koloryt mojej skóry nie zmienił się nawet odrobinę. Mojej skórze nie przybyło ani opalenizny, ani energii, na którą wskazuje nazwa kremu. Owszem, krem nawilża i tu akurat spełnia obietnicę producenta, ale ja nie kupiłam go dla nawilżenia, tylko dla poprawy kolorytu skóry. Bałam się trochę, że nie zapcha, ale na szczęście nic takiego się nie stało.

Cena: ok. 12 zł/50 g

Ocena: 2/6 (niczym mnie ten krem niestety nie zachwycił, producent podkoloryzował za mocno jego właściwości...)

Czy kupię ponownie: NIE


Dalej szukam jakiegoś fajnego kremu lekko opalającego do twarzy. Może macie coś godnego polecenia?

Miłego dnia! :)

23.08.2012

Recenzja: Hean Stay On - Baza pod cienie



Dziś opowiem Wam o moim niezbędniku. Jest on już tak mocno wpisany w mój kosmetyczny rytuał, że nie ma mowy, bym robiąc makijaż, go nie użyła. Przedstawiam Wam: Bazę pod ciebie Hean Stay On!



Opakowanie: poręczny słoiczek, trwały, nie pęka mimo że jest w codziennym użyciu

Konsystencja, zapach: baza ma śmieszny, różowy kolor i miłą, leciutką konsystencję. Nakłada się ją bardzo przyjemnie i delikatnie - żadnego naciągania powieki :) Rozsmarowana na powiece jest niewidoczna i niewyczuwalna, nie pozostawia tłustej powłoki ani filmu. Konsystencja jest cały czas taka sama - nie zmienia się wraz z upływem czasu jak to ma miejsce np. w przypadku bazy pod ciebie Virtual... Zapach bardzo delikatny, ale przyjemny.

Działanie: czyli to, co najważniejsze - baza spełnia swoje zadanie w 100% - współpracuje ze wszystkimi cieniami - w kamieniu, sypkimi, brokatowymi, matowymi, perłowymi... Przedłuża trwałość cienia nawet o kilka godzin. Ja - jak pomaluję się rano - nie muszę już później w ciągu dnia robić żadnych poprawek, cienie utrzymują się calutki dzień i nie ma znaczenia, czy kosztują 40 zł czy 4 zł :) Baza wyraźnie podbija też kolor cienia, co możecie zobaczyć na załączonym zdjęciu.

Wydajność: baza jest niesamowicie wydajna! Ja używam jej od roku codziennie i zużyłam 1/2 opakowania :)

Cena: ok. 10 zł/14 g(!)

Ocena: 6/6 (absolutnie ŻADNYCH minusów!)

Czy kupię ponownie: TAK!





Znacie tę bazę? Używacie? A może macie inne ulubione?

20.08.2012

Lakiery Color Alike i Marchewkowy mus do ciała Tso Moriri

Wróciłam z krótkich wakacji i powoli zabieram się za nadrabianie zaległości blogowych :)

Po powrocie do domu czekała na mnie bardzo miła niespodzianka od  http://funky-so-sure.blogspot.com/





3 lakiery marki Color Alike! Nie znam w ogóle tych lakierów, dlatego bardzo się ciesze, że będę mogła wypróbować :) Kolorki także mi świetnie podpasowały, a tym smerfetkowym jestem wręcz zachwycona :) Serdecznie dziękuję!

Poza tym byłam dziś w Mydlarni Wrocławskiej, gdzie trafiłam na świetną nowość - Marchewkowy mus do ciała Tso Moriri. Mus jest całkowicie naturalny, ma w składzie masło shea, olejek kokosowy i olej marchewkowy, dzięki czemu nie tylko nawilża, ale takżenadaje skórze ładny, złocisty odcień. Już teraz mogę powiedzieć, że pachnie nieziemsko! Wzięłam sobie trochę na spróbowanie i będę testować :)


Miłego dnia Wam życzę!

15.08.2012

Ulubione perfumy na lato - Valentina i Sunflowers :)

Wiem, że perfumy to rzecz gustu, a o gustach się nie dyskutuje, niemniej dzisiaj chciałabym Wam pokazać moje 2 ulubione zapachy na lato. Latem trochę ciężko dobrać zapachy, bo te kwiatowe najczęściej są tak lekkie, że znikają po godzinie, a te cięższe - są po prostu za ciężkie. Niemniej udało mi się znaleźć dwa ulubione letnie zapachy i o nich będzie dzisiaj.


Pierwszy zapach to Valentina od Valentino :) Zapach ten jest wprost wymarzony na dzień na lato - jest lekki, nie duszący, ale trwały i intensywny (intensywny w pozytywnym tego słowa znaczeniu :)
Czuć lekko owoce, trochę mocniej kwiaty, ale też jest w nim coś takiego, że nie sposób nie obrócić się za kimś, kto tak pachnie. Bardzo często słyszę komplementy, czym tak ładnie pachnę - i co najciekawsze pytają zarówno młode osoby, jak i starsze, także zapach uważam za dość uniwersalny.
Zapach nie jest płaski - rozwija się w ciągu dnia, a czuć ten zapach naprawdę cały długi dzień. Nieraz i późnym wieczorem słyszę, jak ktoś mówi: ale ładnie pachniesz, mimo iż psikałam się rano :)

Nuty zapachowe Valentiny:
nuta głowy: bergamotka, biała trufla
nuta serca: kwiat pomarańczy, tuberoza, jaśmin, poziomka
nuta bazy: bursztyn, drzewo cedrowe


Cena: 229zł / 30ml (Douglas)






Tak jak wspomniałam, wg mnie Valentina to zapach na dzień, wieczorem lubię czuć na sobie coś ostrzejszego, choć - znowu - nie duszącego, to w końcu lato :) W moim przypadku sprawdza się Sunflowers od Elizabeth Arden. Zapach nie jest aż tak trwały jak Valentina (ale co się dziwić, to przecież zupełnie inna półka), niemniej przez kilka godzin jest dla mojego nosa wyczuwalny. Zapach ten szczególnie pasuje mi na lato, bo przywołuje na myśl dojrzałe, wygrzane porządnie na słońcu owoce, piękny, pomarańczowy zachód słońca i dużo, niesamowicie dużo ciepła. Zapach - mimo że ciepły - jest na swój sposób orzeźwiający, ma lekki pazur, ale nie jest ciężki. Lubię też jego bursztynowy kolor - nie wiem dlaczego poprawia mi nastrój :) Opakowanie jest do bólu proste i nudne, ale przyznam szczerze, że opakowanie Valentiny także mnie nie zachwyca :)

Nuty zapachowe Sunflowers:
nuta głowy: bergamotka, melon, brzoskwinia, drzewo różane
nuta serca: cyklamen, osmatus, jaśmin, róża herbaciana
nuta bazy: drzewo sandałowe, mech piżmo.

Cena: 120zł / 100ml (Rossmann; dość często są promocje i można kupić go nawet za 60-70 zł)






A Wy macie swoje ulubione perfumy na lato?

14.08.2012

Biochemia urody - Peeling enzymatyczny z bromelainą

Dziś kolejny produkt z Biochemii Urody. Wcześniej pisałam o serum migdałowym, z którego byłam bardzo zadowolona, dziś będzie o peelingu enzymatycznym, który niestety mojego serca nie podbił. Przeczytajcie dlaczego:



Opakowanie: Plastikowy, płaski słoiczek - zawsze coś mi się rozsypie, jak go odkręcam...

Konsystencja, zapach: peeling ma postać drobno zmielonego proszku, który rozrabiamy docelowo z wodą/hydrolatem. Zapach, niestety, jest dla mnie prawdziwą zmorą. Niesamowicie mnie drażni nałożony na twarz, a trzeba z nim wytrzymać przynajmniej 10 min. Jak dla mnie peeling śmierdzi... kupą :] Rzadko który kosmetyk mnie tak drażni swoim zapachem jak ten.

Skład: koloidalna mączka owsiana, mleko+serwatka w proszku, bromelaina - enzym z ananasa
Działanie: Skóra jest miękka, ale szału nie ma. Nie da się ukryć, że peeling mechaniczny daje o niebo lepsze efekty. Co więcej - peeling po nałożeniu lekko szczypie, co nie jest wcale przyjemne, a parę razy zdarzyło mi się nawet, że miałam po jego zmyciu podrażnione policzki.

Wydajność: Mam wrażenie, że on się nigdy nie skończy... A może to dlatego, że z uwagi na zapach używam go dość nieregularnie.

Cena: 15,50 zł/36 g

Ocena: 2/6

Czy kupię ponownie: NIE (ten zapach to jego najważniejsza wada, która u mnie go całkowicie dyskwalifikuje)




Po moich przygodach z peelingami enzymatycznymi, utwierdziłam się w przekonaniu, że niestety, nie dadzą nigdy tak dobrego efektu jak peelingi mechaniczne. Szukam więc obecnie dobrego mechanicznego peelingu, zastanawiam się nad korundem stosowanym w mikrodermabrazji. A może my możecie mi polecić jakiś fajny mechaniczny peeling?

12.08.2012

Bourjois Woda micelarna do demakijażu - recenzja

Na pewno większość z Was zna już ten kosmetyk, ja skusiłam się na niego dopiero niedawno. Jakoś nigdy nie przepadałam za płynami micelarnymi i wolałam mleczka do demakijażu. Okazuje się jednak, że dobry micel potrafi zmienić nawet moje upodobania!
płyn micelarny woda micelarna bourjois dobry tani micel wrażliwe oczy skuteczny demakijaż oczu


Opakowanie: Co tu dużo mówić - podoba mi się! Jest wygodne, łatwo się otwiera, nie wylewa się za dużo. Lubię też tę "burżujską" kuleczkę zwieńczającą opakowanie :)

Działanie: Zmywa makijaż oczu bez większych problemów, nawet z wodoodpornymi kosmetykami radzi sobie nieźle. Rzadko ją używam do mycia twarzy, bo od tego mam olejki, ale tutaj także sprawuje się bez zarzutu. Nie lepi się, nie klei i co bardzo ważne - nie podrażnia ani nie szczypie. Używanie jest bardzo przyjemne!

Cena: 13 zł/250 ml

Ocena: 6/6 - spełnia swoje zadanie dokładnie tak jak powinna!

Czy kupię ponownie: TAK!

Skład:



Zaraz lecę nią właśnie zmyć makijaż :) A Wy czego używacie najczęściej do demakijażu?

10.08.2012

Nowości w mojej kosmetyczce :)

Korzystając z tego, że Essence wyprzedaje część swoich kosmetyków, zajrzałam wczoraj do Super-Pharm. Ku mojej ogromnej radości udało mi się upolować to na co liczyłam, czyli Eyeliner w żelu w brązowym kolorze 02 London baby! :) Na półce były tylko dwa słoiczki, oba już maźnięte jakimś ciekawskim paluchem, ale dokładnie się przypatrzyłam i udało mi się dostrzec jeszcze jeden słoiczek wciśnięty w sam kąt szafy. Ten na szczęście okazał się nieruszany i trafił do mojego koszyka. Już teraz mogę powiedzieć, że jestem oczarowana rewelacyjną pigmentacją, miękkością i lekkością tego kosmetyku, a przy tym naprawdę porządną trwałością! Jeśli w Waszych drogeriach są jeszcze te linery, bierzcie nawet kilka :)
Oprócz linera wzięłam także wysuwaną kredkę do oczu w kolorze 14 Think khaki!
Oba kosmetyki kosztowały 3,99, więc grzech było nie wziąć. W wyprzedaży jest jeszcze parę innych, fajnych rzeczy, także polecam :)




Oprócz tego zajrzałam do Rossmanna i do mojego koszyka trafił płyn do higieny intymnej Facelle, który podobno świetnie sprawuje się w roli szamponu i to też chcę sprawdzić :) Jest teraz w promocji - 4,99 za 300 ml. Wzięłam także spray termoochronny z Syoss, co prawda rzadko prostuję włosy, ale czasem się zdarza i wtedy warto czymś je spryskać. Niestety, po powrocie do domu trafiłam na wizażu na same negatywne recenzje na jego temat :/


Wczoraj dotarła też do mnie zagubiona gdzieś przez kuriera paczka z akcji "Zostań Frucsterem" Garniera. Wszyscy swoje paczki dostali już ponad miesiąc temu, ja dopiero dzisiaj. No ale cieszę się, że w końcu dotarła, bo przyznaję, że szampony Garnier Fructis lubię bardzo i jestem ciekawa tej serii Mega Objętość 48h. Bardzo odpowiada mi to, że kosmetyki te nie zawierają silikonów, parabenów i sztucznych barwników.


Znacie któreś z tych kosmetyków?

8.08.2012

Najlepszy krem EVER FlosLek BeEco Krem na noc, którego ja używam także na dzień ;)

W swoim życiu przetestowałam całe mnóstwo kremów.Z racji tego. że moja twarz bardzo lubi się błyszczeć najczęściej sięgałam po kremy matujące. Z żadnym jednak kremem nie polubiłam się na dłużej. Do czasu aż sięgnęłam po krem, który w nazwie wcale nie ma słowa "matujący". Mowa o kremie FlosLek z serii BeECO - bio-certyfikowany krem na noc odbudowująco-naprawczy.
krem na dzień FlosLek Flos Lek Beeco krem na noc naturalny biocertyfikowany organiczny ekologiczny absolute organic B.4.Y. krem matujący jak czym zmatowić skórę 


Jest to krem naturalny i ekologiczny, posiada certyfikat EKOCERT. Zawiera m.in. sok z elosesu (na pierwszym miejscu zamiast wody!!!), ekstrakty z alpejskich ziół, oliwę z oliwek, olej jojoba oraz masło shea.
98,776% wszystkich składników w tym kremie jest pochodzenia naturalnego.

Poniżej wklejam dokładny skład - widać, że same cudeńka:
Skład: Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Cetearyl Wheat Straw Glycosides, Cetearyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter*, Glyceryl Stearate SE, Olea Europaea Fruit Oil*, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate, Simmondsia Chinensis Seed Oil*, Galactoarabinan, Glycerin, Tricaprylin, Glyceryl Stearate Citrate, Squalane, Salvia Sclarea Seed Oil, Buddleja Davidii Extract*, Thymus Vulgaris Flower\Leaf Extract*, Aqua, Sodium Hyaluronate, Cera Alba*, Parfum, Propanediol, Tocopheryl Acetate, Gluconolactone, Sodium Benzoate, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Citric Acid, Benzoic Acid. * składniki z certyfikowanych upraw ekologicznych.

Opakowanie: Krem jest zamknięty w szklanym pękatym słoiczku z plastikową zakrętką, z której niestety odłazi farba, co widać na zdjęciach i co nie wygląda do końca estetycznie. No ale nie kupuję kosmetyku, żeby ładnie wyglądał, tylko dobrze działał. Krem jest też chroniony plastikowym wieczkiem, co mi się bardzo podoba. Oprócz tego było kartonowe opakowanie, na którym wszystkie najważniejsze informacje producent zawarł.

Konsystencja, zapach: Konsystencja jest prawdziwym zaskoczeniem! Jest bardzo gęsta, treściwa, niemal maślana, ale prawdziwe zaskoczenie przychodzi, gdy nałożymy krem na skórę. Krem wchłania się szybko i do matu! Nie potrzeba dodatkowego kremu matującego! Co więcej krem otula skórę taką jakby warstewką, która wcale nie jest tłusta, ciężka, nic z tych rzeczy. Naprawdę przyjemna! Zapach kremu także mi odpowiada, jest delikatny, leciutko ziołowy, nienachalny, prawie niewyczuwalny właściwie.

Działanie: Co tu dużo mówić - krem jest świetny! Nawilża i regeneruje skórę naprawdę odczuwalnie. Nie zapycha, nie powoduje wysypu, nie podrażnia, wręcz podrażnienia goi! Do tego cudowne, matowe wykończenie (nie ściąga przy tym skóry jak inne kremy matujące!) - polecam ten krem do każdej skóry, naprawdę będziecie zadowolone! Dodam, że miałam wcześniej również krem BeECO na dzień i również jest bardzo dobry, ale wg mnie ten na noc jest lepszy - i lepiej matuje, i jest bardziej treściwy. Używam więc kremu na noc także na dzień i sprawdza się świetnie!

Cena: 36 zł/50 ml

Ocena: 6/6

Czy kupię ponownie: TAK!!! będę go kupować tak długo, jak dlugo będzie w sprzedaży! :)




Jako ciekawostkę dodam, że to nie FlosLek jest jego producentem, a izraelska firma B.4.U. FlosLek po prostu posiada licencję na rynek polski. Identyczny krem (składowo i wizualnie) znajdziecie pod nazwą B.4.U. - Absolute Organic :)

6.08.2012

Naturalny tonik: Alterra Tonik do twarzy z orchideą

Dziś będzie o rossmanowej Alterrze - chyba znają ją już wszyscy. Ja postanowiłam przetestować tonik, niestety w polskich Rossmannach nie ma pełnego wyboru, więc musiałam wybrać jedyny dostępny, czyli tonik do cery dojrzałej. Osobiście nie przeszkadza mi to, to przecież tylko tonik, a do tego naturalny, więc nie zawiera on substancji, które mogłyby nie sprzyjać mojej, stosunkowo młodej skórze.
naturalny tonik Alterra opinie blog rossman orchidea co polecacie alterry warto kupic



Opakowanie: miłe dla oka, generalnie lubię design kosmetyków Alterry :) opakowanie jest też wygodne w stosowaniu, nie wylewa się za dużo kosmetyku

Konsystencja, zapach: pierwsze spostrzeżenie jest takie, że tonik nie jest przezroczysty, a lekko żółtawy - oczywiście nie ma to wpływu na jego działanie. Zapach - szczerze mówiąc - dla mnie jest ok, po przeczytaniu opinii na wizażu, że rzekomo śmierdzi, trochę się go bałam, ale niepotrzebnie. Wg mnie nie śmierdzi, zapach może nie jest jakąś wyszukaną kompozycją perfum, ale nie jest też na pewno uciążliwy dla nosa.

Działanie: Wiem, że nie wszyscy lubią toniki, które mają w składzie alkohol, ale mnie to osobiście nie przeszkadza - nie zauważyłam, żeby tonik przesuszał skórę ani odrobinę. Dość przyjemnie za to odświeża, doczyszcza twarz i przygotowuje ją do aplikacji kremu. Nie jest klejący, czego w tonikach nie lubię.

Cena: 10 zł/150 ml

Ocena: 5/6 ( jest naturalny i działa tak jak powinien, dlatego zasłużona 5)


Czy kupię ponownie: TAK



A Wy polecacie Alterrę? Macie jakieś ulubione kosmetyki tej firmy?

2.08.2012

Recencja - Tusz Mary Kay Lash Love + efekt na rzęsach

Jestem niestety posiadaczką bardzo byle jakich rzęs i całe moje życie poszukuję idealnego tuszu. Rzęsy mam najgorsze z możliwych - krótkie, cienkie, jasne, niemal niewidoczne. Próbuję różnych tuszy - tańszych i tych droższych. O dziwo zwykle korzystniej wypadają jednak te tańsze...
Tym razem mój wybór padł na maskarę Mary Kay Lash Love.





Opakowanie: Proste, czarne opakowanie, ale dość estetyczne. Szczoteczka - silikonowa, z dłuższymi i krótszymi włoskami, dość wygodna w użytkowaniu.

Działanie: Przede wszystkim kolor czarny jest naprawdę super. Jest tak bardzo czarny, jak właśnie powinien być. Oko od razu zyskuje charakteru. Przyznam także, że nawet podoba mi się efekt, jaki daje ta maskara - rzęsy są podkreślone i widoczne, zyskują na długości i objętości. Maskara nie skleja, ale tworzy trochę grudki na rzęsach. Jest dość trudna do zmycia, trzeba używać płynów/mleczek do wodoodpornego makijażu. Niestety, największy minus tej maskary jest jednak taki, że się okropnie kruszy i osypuje. Już po 4 godzinach mam czarne okruchy pod oczami :/

Cena: 70 zł/8 g

Ocena: -3/6 (za tę cenę mogę znaleźć tusz, który da podobny efekt, a przynajmniej nie będzie się osypywał. Nawet wiele tańszych maskar nie kruszy się tak strasznie jak ten tusz)




Znacie może ten tusz? Jakie są Wasze ulubione tusze?